Skansen w Nadolu to jedyne miejsce wśród tych, które odwiedziłam podczas tegorocznych wakacji, w którym można było kupić jakieś drobiazgi, które nie były różowe, plastikowe i "made in China". W pozostałych miejscach stragany aż roiły się od koszmarków, które ludzie, o zgrozo, masowo kupowali. Zastanawiałam się, czy uda mi się Gabrysię wychować tak, aby nie rzucała się na każdy z tych bubli z chęcią posiadania. Ciekawa jestem, czy będę potrafiła jej odmówić i sensownie wytłumaczyć, że pewne rzeczy nie są warte kupienia. Oczywiście nie zamierzam odmawiać jej wszystkich drobnych przyjemności ale mam nadzieję, że uda mi się w niej zaszczepić umiejętność dostrzegania kiczu i bezguścia. Zobaczymy... Wszystko jeszcze przede mną... :-)
A teraz prezentacja zakupionych drobiazgów...
Mężowi kupiłam konika w prezencie urodzinowym...