Skansen w Nadolu to jedyne miejsce wśród tych, które odwiedziłam podczas tegorocznych wakacji, w którym można było kupić jakieś drobiazgi, które nie były różowe, plastikowe i "made in China". W pozostałych miejscach stragany aż roiły się od koszmarków, które ludzie, o zgrozo, masowo kupowali. Zastanawiałam się, czy uda mi się Gabrysię wychować tak, aby nie rzucała się na każdy z tych bubli z chęcią posiadania. Ciekawa jestem, czy będę potrafiła jej odmówić i sensownie wytłumaczyć, że pewne rzeczy nie są warte kupienia. Oczywiście nie zamierzam odmawiać jej wszystkich drobnych przyjemności ale mam nadzieję, że uda mi się w niej zaszczepić umiejętność dostrzegania kiczu i bezguścia. Zobaczymy... Wszystko jeszcze przede mną... :-)
A teraz prezentacja zakupionych drobiazgów...
Mężowi kupiłam konika w prezencie urodzinowym...
Fajne pamiątki a zdjęcie konika na sianku super!Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŁadniutkie pamiątki :) śliczna sesja zdjęciowa :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Witaj!
OdpowiedzUsuńPamiątki bardzo ładne!!
Pozdrawiam.
J:O)
Z własnego doświadczenia mogę Ci powiedzieć, że uda się, jednak wymaga to trochę konsekwencji. Jednak z drugiej strony niestety nie da się nie kupić różowej bluzeczki, sukienki czy konika, bo... po pierwsze to wszystko głównie różowe, a po drugie Zuzia ma taką, Julka i jeszcze Kaja. Z tym argumentem trudno jest walczyć. Ostatnio tłumaczę mojej córci, że nie będzie nosiła kolczyków, jako kontrargument znów słyszę, ale Zuzia ma i druga Zuzia też, i Larysa też.... no cóż. O ile przestałam walczyć z kolorem różowym, choć zapierałam się jak żaba błota, tak w temacie kolczyków nie ugnę się. Jest na to za mała.
OdpowiedzUsuńAle na temat. Konik i dzwoneczki śliczne.
Pozdrawiam cieplutko